•dwa miesiące później•
Wczesnym rankiem Rydel już krzątała się w kuchni. Chciała zrobić sobie śniadanie pierwsza, aby rozwrzeszczane rodzeństwo nie zakłócało jej spokoju później. Wyjęła z lodówki zimne mleko, następnie podśpiewując sobie pod nosem zagrzała je. Do miski wsypała płatki kukurydziane, które po chwili zalała gorącym mlekiem. Usiadła przy stole.
- Cześć - usłyszała za sobą. Yhy, zaczyna się. - Delly mogłabyś zrobić mi kawy?
- Ależ oczywiście, braciszku - uśmiechnęła się od niechcenia i podeszła do ekspresu. - Co u ciebie, Riker?
Blondyn wzruszył ramionami. Po chwili podała mu kubek z kawą i zajęła miejsce przy stole.
- Nasi kumple mają dziś koncert w Los Angeles.
- Którzy? - spytała Delly, zajadając się płatkami.
- Jonas Brothers. - Uśmiechnął się. - Nawet zarezerwowałem bilety.
Dziewczyna spojrzała pytająco na swojego brata.
- Nie wiedziałam, że tak bardzo się zaprzyjaźniliście.
Riker wzruszył ramionami. Sięgnął po gazetę i popijając co chwila kawę czytał co wydarzyło się kilka dni temu w Los Angeles. Jakby nie chciało mu się ruszyć swojego tyłka i kupić dzisiejszej.
Miskę włożyła do zmywarki i spojrzała na zegarek.
- O której jest ten koncert?
- Siódma.
Delly po chwili ulotniła się z kuchni i na palcach udała się do swojego pokoju. Nie chciała nikogo obudzić. W końcu była dopiero siódma rano, a jej bracia śpią do jedenastej. Jakim zdziwieniem było, gdy na schodach spotkała Rocky'ego, Rossa i Rylanda ubranych, uśmiechniętych, rozbudzonych.
- Dzień dobry, siostrzyczko - powiedział Rocky. - Co to za mina?
- Po prostu jesteście jacyś dziwni. - Uśmiechnęła się kwaśno.
- Dziś jest wspaniały dzień! Świat jest taki piękny!
Blondynka nie potrafiła ukryć zdziwienia. To nie byli jej bracia, nie. Czy oni coś brali?
Machnęła lekceważąco ręką i poszła do swojego pokoju. Zatrzasnęła drzwi i rzuciła się na łóżko. Zamknęła na chwilę oczy, lecz usłyszała głośne wrzaski, dochodzące z kuchni na dole.
- Zamknąć paszcze, debile, bo jak tam zejdę do was, to was matka rodzona nie pozna!
W jednym momencie jej bracia ucichli, a ona zadowolona wtuliła się w poduszkę, zamykając ponownie oczy.
- Od razu lepiej.
~*~
Keys to an open door
That don't mean a lot
Stains on a dirty floor
You don't see a spot
So what do I mean
Tell me what do I mean to you. (...)
A child needs a mother
You want trust, but not the truth
I'm just a lover
So what do I mean to you...
What do I mean to you...*
- Dzięki, Los Angeles! - krzyknął Nick i wraz z braćmi zeszli ze sceny.
Za kulisami wszyscy trzej odłożyli gitary, Nick napił się wody, a Joe spojrzał na niego i powiedział:
- Byliśmy świetni.
Jego młodszy brat uśmiechnął się, odstawiając butelkę.
- Tak, to prawda.
- Zawsze jesteśmy świetni - dodał. - Wiesz, nie można być przesadnie skromnym. Poza tym, to nie w moim stylu.
- Oczywiście - mruknął Kevin pod nosem. - Ostatnio jesteście nawet za bardzo skromni.
Zmierzył obydwu wzrokiem; nie wyglądał na zbyt zadowolonego.
- Kev, wyluzuj. Nie chcę się znowu kłócić - odparł Nick, zdziwiony zachowaniem brata.
- Znowu się kłócić? Mam ci przypomnieć, kto zaczął to wszystko?
- Hej, nie o to mi chodziło - wtrącił się Joe. - Powiedziałem tylko, że byliśmy świetni, cała trójka. Ty też Kev, our guitar hero.
- Nie mówię, że nie byliśmy. I dzięki, że chociaż raz mnie ktoś docenił - odpowiedział niezbyt miłym tonem.
- Więc o co ci chodzi?
W tym momencie bracia usłyszeli krzyk i spojrzeli na siebie zdezorientowani. Modlili się w duchu, żeby to nie był tylko jakiś atak fanek, które jakimś cudem dostały się za kulisy i zaraz rzucą się na nich, piszcząc i krzycząc, jak bardzo ich kochają. Ich prośby zostały wysłuchane, gdyż po chwili zobaczyli kilkoro mężczyzn, wraz z ucieszoną Rydel na czele, biegnących w ich kierunku. Dziewczyna od razu wyściskała całą trójkę, dopiero później oddając ich w ręce swoich braci oraz Ellingtona.
- Co tu robicie? - spytał Kevin, nadal zaskoczony niespodziewanym najściem.
- Byliśmy na waszym koncercie - odpowiedział Riker. - I powiem wam, naprawdę wymiatacie! Nigdy się jeszcze tak dobrze nie bawiłem!
- Cieszę się - odpowiedział Nick.
- To co chłopaki, idziemy się napić za dobry występ, w końcu jest okazja do świętownia...
Rocky poczuł uderzenie w plecy od siostry i mruknął coś w stylu 'no niech będzie', przewracając teatralnie oczami.
- Alkoholik jeden - westchnęła Rydel i spojrzała przepraszająco na Jonas Brothers. - Nagle imprezy mu tylko w głowie.
- W sumie to jest okazja - stwierdził Joe. - To był ostatni koncert na naszej trasie.
Blondynka, niedowierzając, lustrowała ich wzrokiem; wiedziała co teraz się stanie.
- No to co, niedaleko jest fajny klub. - Rydel słysząc swoich braci, załamała się w duchu. Schowała twarz w dłonie, nie ukrywając swojego sprzeciwu. - Siostra, tym razem idziesz z nami.
~*~
Siedząc przy barze, Rydel obserwowała uważnie, co dzieje się wokoło; jakiś mężczyzna kłócił się ostro z barmanem o swojego drinka (widać, że lekko już przesadził z alkoholem), bracia wraz z Joe'm i Kevinem, także wstawieni, odstawiali niezwykłe przedstawienie na środku parkietu, a Nick gdzieś w kącie na skórzanej, bordowej kanapie siedział, gapiąc się bezmyślnie w szklankę whisky.
Znudzona, uznając, że nie ma nic lepszego do roboty podeszła do chłopaka, zajmując miejsce obok. Szatyn nawet na nią nie spojrzał. Obserwował z wielką czułością swoją zimną whisky.
- Dlaczego się nie bawisz? - odezwała się. Nie była pewna, czy w ogóle ją usłyszał, w końcu bardzo głośna muzyka robiła swoje.
Lecz ku jej zdziwieniu odpowiedział:
- Nie mam po co.
Wtedy dopiero spojrzał na nią. Intensywnie brązowe oczy miały coś urzekającego w sobie. Widziała w nich niezwykłe iskierki i opanowało ją dotąd dziwne i nieznane uczucie.
Czuła, jak jego wzrok przeszywa ją na wskroś; jak wnika do jej duszy, do najgłębszych i najciemniejszych zakamarków jej umysłu.
Potrząsnęła lekko głową i spostrzegła jak blisko siebie siedzą. Ich ramiona ocierały się nawzajem, a ona sama czuła zapach wody kolońskiej, który tak na marginesie, bardzo wielbiła.
- M-może zatańczymy, skoro i tak nic lepszego nie mamy do roboty? - spytał cicho, odsuwając się nieco.
Delly zmrużyła oczy.
- No dobrze.
Szatyn wziął dziewczynę za rękę, uprzednio pytając się ironicznie o pozwolenie, następnie poprowadził ją na parkiet, spotykając się ze spojrzeniami innych osób.
- Uuu, nasza Delly kogoś tutaj poderwala - zaśmiał się nietrzeźwy Ross i spojrzał na Ellingtona, który natomiast lustrował wzrokiem tańczącą parę.