piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział IV

•dwa miesiące później•

   Wczesnym rankiem Rydel już krzątała się w kuchni. Chciała zrobić sobie śniadanie pierwsza, aby rozwrzeszczane rodzeństwo nie zakłócało jej spokoju później. Wyjęła z lodówki zimne mleko, następnie podśpiewując sobie pod nosem zagrzała je. Do miski wsypała płatki kukurydziane, które po chwili zalała gorącym mlekiem. Usiadła przy stole.
- Cześć - usłyszała za sobą. Yhy, zaczyna się. - Delly mogłabyś zrobić mi kawy?
- Ależ oczywiście, braciszku - uśmiechnęła się od niechcenia i podeszła do ekspresu. - Co u ciebie, Riker?
Blondyn wzruszył ramionami. Po chwili podała mu kubek z kawą i zajęła miejsce przy stole.
- Nasi kumple mają dziś koncert w Los Angeles.
- Którzy? - spytała Delly, zajadając się płatkami.
- Jonas Brothers. - Uśmiechnął się. - Nawet zarezerwowałem bilety.
Dziewczyna spojrzała pytająco na swojego brata.
- Nie wiedziałam, że tak bardzo się zaprzyjaźniliście.
Riker wzruszył ramionami. Sięgnął po gazetę i popijając co chwila kawę czytał co wydarzyło się kilka dni temu w Los Angeles. Jakby nie chciało mu się ruszyć swojego tyłka i kupić dzisiejszej.
Miskę włożyła do zmywarki i spojrzała na zegarek.
- O której jest ten koncert?
- Siódma.
Delly po chwili ulotniła się z kuchni i na palcach udała się do swojego pokoju. Nie chciała nikogo obudzić. W końcu była dopiero siódma rano, a jej bracia śpią do jedenastej. Jakim zdziwieniem było, gdy na schodach spotkała Rocky'ego, Rossa i Rylanda ubranych, uśmiechniętych, rozbudzonych.
- Dzień dobry, siostrzyczko - powiedział Rocky. - Co to za mina?
- Po prostu jesteście jacyś dziwni. - Uśmiechnęła się kwaśno.
- Dziś jest wspaniały dzień! Świat jest taki piękny!
Blondynka nie potrafiła ukryć zdziwienia. To nie byli jej bracia, nie. Czy oni coś brali?
Machnęła lekceważąco ręką i poszła do swojego pokoju. Zatrzasnęła drzwi i rzuciła się na łóżko. Zamknęła na chwilę oczy, lecz usłyszała głośne wrzaski, dochodzące z kuchni na dole.
- Zamknąć paszcze, debile, bo jak tam zejdę do was, to was matka rodzona nie pozna!
W jednym momencie jej bracia ucichli, a ona zadowolona wtuliła się w poduszkę, zamykając ponownie oczy.
- Od razu lepiej.

~*~

Keys to an open door
That don't mean a lot
Stains on a dirty floor
You don't see a spot
So what do I mean
Tell me what do I mean to you. (...)

A child needs a mother 
You want trust, but not the truth
I'm just a lover 
So what do I mean to you...

What do I mean to you...*


- Dzięki, Los Angeles! - krzyknął Nick i wraz z braćmi zeszli ze sceny.
Za kulisami wszyscy trzej odłożyli gitary, Nick napił się wody, a Joe spojrzał na niego i powiedział:
- Byliśmy świetni.
Jego młodszy brat uśmiechnął się, odstawiając butelkę.
- Tak, to prawda.
- Zawsze jesteśmy świetni - dodał. - Wiesz, nie można być przesadnie skromnym. Poza tym, to nie w moim stylu.
- Oczywiście - mruknął Kevin pod nosem. - Ostatnio jesteście nawet za bardzo skromni.
Zmierzył obydwu wzrokiem; nie wyglądał na zbyt zadowolonego.
- Kev, wyluzuj. Nie chcę się znowu kłócić - odparł Nick, zdziwiony zachowaniem brata.
- Znowu się kłócić? Mam ci przypomnieć, kto zaczął to wszystko?
- Hej, nie o to mi chodziło - wtrącił się Joe. - Powiedziałem tylko, że byliśmy świetni, cała trójka. Ty też Kev, our guitar hero. 
- Nie mówię, że nie byliśmy. I dzięki, że chociaż raz mnie ktoś docenił - odpowiedział niezbyt miłym tonem.
- Więc o co ci chodzi?
W tym momencie bracia usłyszeli krzyk i spojrzeli na siebie zdezorientowani. Modlili się w duchu, żeby to nie był tylko jakiś atak fanek, które jakimś cudem dostały się za kulisy i zaraz rzucą się na nich, piszcząc i krzycząc, jak bardzo ich kochają. Ich prośby zostały wysłuchane, gdyż po chwili zobaczyli kilkoro mężczyzn, wraz z ucieszoną Rydel na czele, biegnących w ich kierunku. Dziewczyna od razu wyściskała całą trójkę, dopiero później oddając ich w ręce swoich braci oraz Ellingtona. 
- Co tu robicie? - spytał Kevin, nadal zaskoczony niespodziewanym najściem.
- Byliśmy na waszym koncercie - odpowiedział Riker. - I powiem wam, naprawdę wymiatacie! Nigdy się jeszcze tak dobrze nie bawiłem!
- Cieszę się - odpowiedział Nick.
- To co chłopaki, idziemy się napić za dobry występ, w końcu jest okazja do świętownia...
Rocky poczuł uderzenie w plecy od siostry i mruknął coś w stylu 'no niech będzie', przewracając teatralnie oczami.
- Alkoholik jeden - westchnęła Rydel i spojrzała przepraszająco na Jonas Brothers. - Nagle imprezy mu tylko w głowie.
- W sumie to jest okazja - stwierdził Joe. - To był ostatni koncert na naszej trasie.
Blondynka, niedowierzając,  lustrowała ich wzrokiem; wiedziała co teraz się stanie.
- No to co, niedaleko jest fajny klub. - Rydel słysząc swoich braci, załamała się w duchu. Schowała twarz w dłonie, nie ukrywając swojego sprzeciwu. - Siostra, tym razem idziesz z nami. 

~*~

   Siedząc przy barze, Rydel obserwowała uważnie, co dzieje się wokoło; jakiś mężczyzna kłócił się ostro z barmanem o swojego drinka (widać, że lekko już przesadził z alkoholem), bracia wraz z Joe'm i Kevinem, także wstawieni, odstawiali niezwykłe przedstawienie na środku parkietu, a Nick gdzieś w kącie na skórzanej, bordowej kanapie siedział, gapiąc się bezmyślnie w szklankę whisky. 
Znudzona, uznając, że nie ma nic lepszego do roboty podeszła do chłopaka, zajmując miejsce obok. Szatyn nawet na nią nie spojrzał. Obserwował z wielką czułością swoją zimną whisky.
- Dlaczego się nie bawisz? - odezwała się. Nie była pewna, czy w ogóle ją usłyszał, w końcu bardzo głośna muzyka robiła swoje.
Lecz ku jej zdziwieniu odpowiedział:
- Nie mam po co.
Wtedy dopiero spojrzał na nią. Intensywnie brązowe oczy miały coś urzekającego w sobie. Widziała w nich  niezwykłe iskierki i opanowało ją dotąd dziwne i nieznane uczucie.
Czuła, jak jego wzrok przeszywa ją na wskroś; jak wnika do jej duszy, do najgłębszych i najciemniejszych zakamarków jej umysłu.
Potrząsnęła lekko głową i spostrzegła jak blisko siebie siedzą. Ich ramiona ocierały się nawzajem, a ona sama czuła zapach wody kolońskiej, który tak na marginesie, bardzo wielbiła.
- M-może zatańczymy, skoro i tak nic lepszego nie mamy do roboty? - spytał cicho, odsuwając się nieco.
Delly zmrużyła oczy.
- No dobrze.
Szatyn wziął dziewczynę za rękę, uprzednio pytając się ironicznie o pozwolenie, następnie poprowadził ją na parkiet, spotykając się ze spojrzeniami innych osób. 
- Uuu, nasza Delly kogoś tutaj poderwala - zaśmiał się nietrzeźwy Ross i spojrzał na Ellingtona, który natomiast lustrował wzrokiem tańczącą parę.
- Tak... Poderwała.

~~~~
Hejka!
Wybaczcie, że dopiero teraz publikujemy nowy rozdział, ale nie miałyśmy w ogóle czasu go wstawić. 
Mam nadzieję, że wam się podoba i prosimy o szczere komentarze co o nim sądzicie ♥
~ sunrise i remedi







środa, 29 lipca 2015

Rozdział III

   Nick spojrzał na zegarek. Dochodziła dwunasta, ale Emily jak nie było, tak nie ma. A może spóźniła się na samolot?
Jednak nie.
Kilka minut później blondynka wpadła Nickowi w ramiona i wtuliła się w niego mocno. Na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech.
- Tęskniłam.
- Ja bardziej - szepnął.
Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Nick dotknął jej policzka i pogładził go delikatnie.
- Piękna, jak zawsze - powiedział, a na twarzy dziewczyny zawitały krwiste rumieńce.
Emily była wysoką, długowłosą blondynką, o cudnym uśmiechu i specyficznym charakterze oraz dużym "wahaniem  nastrojów". Czasem potrafiła komuś dogryźć tak, że nie pozbierał by się przez rok, albo dwa, ale zazwyczaj była miłą osobą i chłopakowi to się w niej zawsze podobało. Lecz nie tylko jemu. Dziewczyna miała wielu adoratorów, w tym Kevina i Nicka. Wypadło na Kevina. Ale to było kiedyś. Odkąd Kevin przyprowadził Emily do domu, aby zapoznać ją z rodziną, coś zaiskrzyło. Nick zaczął spotykać się z Emily, spędzał z nią czas tak, że nawet Kevin się niczego nie domyślił. W końcu zakochali się w sobie.
Ale jest jeden problem.
Kevin nadal nic o tym nie wie. A Emily tutaj jest.
Zakochani zgodnie uznali, że wybiorą się na szybką kawę do Starbucksa. Przez tę chwilę Nick zapomniał o paparazzi czających się na niego na każdym kroku. Oboje zamówili latte, nie wysilając się zbytnio nad wymyślaniem, na co mają największą ochotę, po czym wyszli z kawiarni z kubkami w dłoniach. I wtedy Nick uświadomił sobie, jak wielki błąd popełnił nie wracając od razu do hotelu (oczywiście, innego hotelu).
- Cholera. Paparazzi.
Emily szybko zauważyła mężczyznę z aparatem niedaleko nich.
- I co z tego? - spytała, wciąż z uśmiechem na twarzy.
- Co z tego?!
W tym momencie dziewczyna zamknęła Nickowi usta, całując go na oczach rozbawionego paparazzi i jego błyskającego flesza.
   Nick obawiał się wracać do hotelu, gdzie przebywali jego bracia. Co prawda wiedział, że ma trochę czasu, zanim jego zdjęcia z Emily ujrzą światło dzienne. Mógł też przekupić paparazzi sporą sumą pieniędzy, ale uznał, że prawda i tak musi wyjść na jaw - przeklinał się tylko, że akurat w taki sposób.
Emily miała zostać na jakiś czas w hotelu kilka ulic od tego, w którym zatrzymali się muzycy. Nick odprowadził ją do pokoju i z góry zapłacił za nocleg, a następnie pożegnał się z dziewczyną. Nadchodziła pora jego live chatu z fanami.
Kiedy wreszcie zdobył się na odwagę i przekroczył próg apartamentu, Kevin i Joe czekali na niego, żeby zacząć. Cała trójka usadowiła się na kanapie i przywitała z fanami.
Wszystko było w porządku, dopóki nie nadszedł czas na pytania. Muzycy mieli zwyczaj odpowiadać na kilka wybranych pytań od fanów, więc Nick modlił się, żeby któremuś z nich nie przyszło do głowy wchodzić teraz na portale plotkarskie. Ciągle miał też nadzieję, że zdjęcia wyciekną dopiero za kilka godzin.
Niestety.
Pierwsze pytanie wybierał Joe. I wybrał akurat wymowne "Nick, kim jest twoja nowa dziewczyna?", jakby nie mógł odpowiedzieć na takie, które dotyczyło jego (cóż, to było w jego stylu). Młodszy brat miał ochotę spalić się ze wstydu. Milczał, dopóki Kevin nie zobaczył zdjęcia - tak, tego, kiedy wyszli ze Starbucksa.
- Zaraz, czy to nie jest... Emily?!
- Wszystko ci wytłumaczę...
- Tu chyba nie ma co tłumaczyć!
Zszokowany Kevin wyszedł z pokoju, a zaraz za nim Nick.
- Wygląda na to, że zostałem sam - powiedział do siebie Joe, upijając łyk kawy.

~*~


   Wrzaski nie miały końca. Mimo zamkniętych drzwi na klucz do pokoju Nicka, Joe i tak nie mógł spokojnie oglądać telewizji. Live chat dawno się skończył, na pytania odpowiadał sam, a oni jak kłócili się przedtem, tak kłócą się do teraz. Wolał w tym nie uczestniczyć. Już wystarczy, że oni są ze sobą skłóceni. I to o dziewczynę. Naprawdę lepiej być nie mogło. 
Wstał z kanapy, biorąc pusty kubek po kawie i z zamiarem zrobienia sobie nowej poszedł do kuchni. Lecz w tej chwili usłyszał głośne pukanie do drzwi. A raczej walenie w drzwi.
- No idę! - krzyknął zmęczony Joe. 
Szatyn otworzył drzwi na oścież i oparł się o framugę. Uśmiechnął się pogardliwie, mierząc dziewczynę wzrokiem.
- To ty.
- Wpuść mnie. - Emily słysząc głośne krzyki wychyliła się zza jego ramienia, a następnie spuściła głowę. - To moja wina.
Joe odsunął się i niechętnie wpuścił ją do środka. Blondynka od razu pobiegła w stronę pokoju Nicka i zaczęła histerycznie, tak jak na samym początku walić w drzwi. 
- Nick! Kevin!
W jednym momencie wrzaski ucichły. Emily usłyszała przekręcający się klucz w drzwiach, a następnie ich skrzypienie. Wstrzymała oddech, widząc dwóch szatynów, z nietęgimi minami, wpatrujących się w jeden punkt przed sobą. W nią.
- Przestańcie, proszę. - Zbliżyła się do nich i zamknęła z powrotem drzwi. - To wszystko moja wina.
- Twoja - prychnął Kevin. - Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć? No kiedy?! Odpowiedz do jasnej cholery!
Emily cofnęła się do tyłu, gdy Kevin zaczął do niej podchodzić. Zaczęła się go bać. Nigdy nie widziała go tak zdenerwowanego. Na szczęście Nick popchnął lekko brata i tym samym zwrócił na siebie uwagę.
- Kevin, zostaw ją - powiedział ostro. 
- Mój rodzony brat z moją dziewczyną... Trzymajcie mnie! - krzyknął twardo i spojrzał na szatyna.
Był wściekły, ale zarazem zraniony. Przez ostatni rok Emily go okłamywała. Zdradziła go z Nickiem. Jego własnym bratem. W tym momencie poczuł przypływ adrenaliny. Nie mógł zapanować nad złością. Uderzył go z całej siły w twarz. 
- Boże, przestańcie!
Lecz Nick odwdzięczył mu się tym samym. 
Emily nie wiedziała co robić. Bili się na jej oczach, a ona nie chciała na to patrzyć. 
Musiała to przerwać.
Blondynka próbując ich rozdzielić stanęła między nimi i zaczęła krzyczeć. 
- Odsuń się!
Emily nie dawała za wygraną. Próbowała jakoś odciągnąć ich od siebie, ale zamiast tego poczuła mocne popchnięcie i to jak wylądowała na komodzie. Jęknęła, czując nieznośny ból na plecach. Z trudem podniosła się i od razu do oczu napłynęły jej łzy. Co to miało być?!
Spojrzała przelotnie na dwójkę mężczyzn i szybko wybiegła z pokoju.
Kevin zerknął na Nicka i nie zważając na krew spływającą mu z nosa, wymierzył mu ostatni cios tego wieczora.

~~~~
Hej :D
Mamy nadzieję, że rozdział wam się podoba c;
next pojawi się pod koniec tygodnia, a następne niestety gdzieś pod koniec sierpnia (jest duża szansa, że przed 20), gdyż nie dość że musimy nadrobić z pisaniem rozdziałów, to w dodatku remedi wyjeżdża za granicę XD
taka sytuacja. 
zostawcie po sobie komentarz, będzie nam bardzo miło ;D
~ sunrise i remedi





czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział II

       Pomieszczenie, w którym znajdowali się teraz muzycy, było jasne i przestronne, choć nieduże. Biel ścian i migające co chwilę lampy powodowały u nich jeszcze większe bóle głowy, i nawet neonowe reklamy czy samochody nie przeszkadzały im wcześniej tak bardzo, jak to. Mężczyzna o nazwisku Snow (które wyjątkowo do niego pasowało) siedział przy biurku naprzeciwko artystów, stale posyłając im podejrzliwe spojrzenia.
- Proszę proszę, a kogo my tu mamy?
W tak jasnym pomieszczeniu mógł wreszcie dokładniej przyjrzeć się zatrzymanym.
- Cóż, pewnie liczycie na to, że moja córka jest waszą fanką, więc dacie mi po autografie, a ja was wypuszczę... - Mężczyzna zaśmiał się ironicznie, na co Joe odpowiedział tym samym.
- Zabawne - mruknął.
- Niestety nie mam córki...
Ross, który wcześniej z trudem opanowywał śmiech, teraz spoważniał, wpatrując się w policjanta, po czym znów się zaśmiał, na co aspirant Snow nie zwrócił jednak uwagi.
-...za to moja żona ma córkę z poprzedniego małżeństwa, i tak się składa, że była na waszym koncercie.
Mówiąc to, urwał na chwilę, lecz żeby szybko przerwać niezręczną ciszę, której nie wypełniało nawet rytmiczne tykanie zegara, zaczął opowiadać o szczegółach swojego związku, byłym mężu Marthy, córce Emily i tym, jak bardzo jego pasierbica ekscytowała się koncertem. Nie wspomniał, który zespół pragnęła zobaczyć, najwidoczniej do końca ich nie rozróżniał; być może dopiero posterunkowy Grow uświadomił mu, z kim naprawdę mają do czynienia.
       Kiedy wreszcie skończył swoje  przemówienie, stwierdził:
- Nie będę was dłużej zatrzymywać. Załatwimy potrzebne formalności i będziecie mogli  wrócić do do... to znaczy, hotelu, czy gdzie się zatrzymaliście. Na drugi raz postarajcie się jednak zachowywać ciszej.
Muzycy popatrzyli na siebie i odetchnęli z ulgą, a aspirant Snow dodał jeszcze:
- Mógłbym dostać te autografy dla Emily?

~*~

       Przekroczywszy próg hotelowy, pijani i zziajani mężczyźni mogli odetchnąć głęboko z ulgą. Mieli dość już przygód i jedyne co teraz chcieli to położyć się, przykryć się miękką kołdrą i spać chociażby do jutrzejszego wieczora. A do tego jeszcze ten straszny ból głowy...
- Chyba musimy spędzić z wami tę noc - powiedział Kevin, wciskając guzik od windy, po czym uśmiechnął się, wpatrując się tępo w przycisk. 
- Że co? - zapiszczał Ross. - Nie stracę z wami swojego dziewictwa!
- Jesteś dziewicą? - parsknął śmiechem Rocky. - Czego ja się dowiaduję! Myślałem, że jesteś prawiczkiem, ale żeby dziewicą? Kiedy nastąpiła ta zmiana?
Ross podrapał się po głowie, wzruszył ramionami i nagle drzwi od windy się rozstąpiły. Wszyscy jednocześnie wparowali do windy, o mało nie zgniatając siebie nawzajem.
- Grubasie, posuń się!
- Nie będę cię posuwać. Nie jestem pedofilem, aby molestować dzieci!
- Ja pier papier, ciasno tu!
- Nie dotykać moich najzacniejszych pośladków!
W tym momencie wzrok wszystkich skierowany był na Rikera. Po chwili ich głośny śmiech słychać było już zapewne w całym hotelu.
- Co to, to nie. - Uśmiechnął się Joe. - To ja mam zacniejsze.
- Nie bo ja!
- Po trzykroć razy ja!
Mężczyźni byli tak pochłonięci kłótnią, że w ogóle nie spostrzegli, kiedy to winda stanęła, a drzwi się rozsunęły. Nawet tego, że przed nimi stała Rydel, z rękami na biodrach, morderczo wpatrując się w pijane towarzystwo, a za nią Ellington, wyglądający zza jej pleców.
- Rydel! Siostrzyczka! - ucieszył się Ross wychodząc z windy, kiedy w końcu zorientował się, co się dzieje.
Po chwili wszyscy stali już na korytarzu gapiąc się na siebie - część męska z podejrzanymi uśmiechami wciąż pod wpływem procentów.
- Prasa będzie miała o czym pisać, gdy ktoś dowie się, co robiliście - powiedziała dziewczyna z surową miną.
- Ale co my takiego robiliśmy? - zaśmiał się Rocky. - Oprócz dowiedzenia się, że Ross jest dziewicą i...
- I zakłócania ciszy nocnej - wtrącił Nick. - O nie, jeśli o to chodzi, nie byliśmy w klubie ze striptizem - dodał po chwili z głupkowatym uśmieszkiem.
- O właśnie, trzeba taki znaleźć! - odparł jego brat.
- Skończcie z tym. To przestaje być śmieszne.
W tym momencie mężczyźni wybuchnęli nieopanowanym śmiechem.
- Okay, okay. Masz rację, przepraszamy - powiedział wreszcie Kevin, chociaż jego wyraz twarzy nie zgadzał się zbytnio z tymi słowami.
- Przynajmniej jeden mądry - stwierdziła Rydel. - To znaczy, mądrzejszy od reszty - poprawiła się. - Chłopaki, powinniście dorosnąć. To, co robiliście nie było na poziomie i jestem pewna, że te wszystkie fanki, które widziały was kilka godzin temu nie będą zadowolone, jeśli następnego dnia zobaczą zdjęcia przestawiające was pijanych i włóczących się po mieście. Raczej nie oczekiwałyby od was takiego zachowania... Szczególnie, że jeszcze na koncercie wszystko było w porządku. Nie macie dziesięciu lat, żeby nie wiedzieć, co alkohol robi z ludźmi.
- Wyluzuj, nie jesteśmy jakimiś alkoholikami.
- Właśnie! To była tylko whisky pomieszana z piwem!
Zdenerwowana Rydel odpuściła, ale zanim dotarła na drugi koniec korytarza, rzuciła na odchodne:
- Tylko nie pomylcie swoich pokoi. Nie mam zamiaru obudzić się nad ranem z Joe w łóżku.
Na te słowa mężczyzna krzyknął oburzony, lecz ona już się nie odwróciła.

~*~  

- Cholera jasna! - krzyknął Nick, podnosząc się z łóżka do pozycji pół leżącej. Palcami dotknął skroni i zamknął oczy. Potworny ból głowy rozwalał mu czaszkę. Powoli wstał z łóżka, o mało co nie upadając na drewnianą podłogę. Przetarł rękawem oczy i rozejrzał się wokoło. Jak się okazało nie był to jego pokój hotelowy. Na sąsiednim łóżku spał smacznie Ellington, a na materacu koło telewizora, Rocky. Ubrał buty i cicho wymknął się z pokoju. Wszedł do małego salonu i opadł na kanapę. Z zamiarem włączenia telewizora pochwycił pilot, lecz nagle jego telefon zawibrował.
- Halo?
- Nie wytrzymam tego dłużej - usłyszał. - Nie będę się więcej ukrywać, Nick.
Szatyn przełknął głośno ślinę.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał cicho.
- To, że przyjeżdżam. Jutro mam samolot. Chcę tę całą szopkę w końcu skończyć.
Nick nerwowo zmierzwił włosy.
- Emily, jeszcze nie teraz - mruknął do telefonu.
- Do zobaczenia, Nick. - Rozłączyła się.
Chłopak rzucił telefonem o ścianę, a sam położył się na kanapie, zakrywając twarz dłońmi.
- No po prostu zajebiście.

~~~~

Siemka!
A o to drugi rossdziau :D
Mamy nadzieję, że choć troszkę was zaciekawił i że zostawicie po sobie komentarz :D
buziaczki miśki ;**
~ remedi i sunrise

środa, 15 lipca 2015

Rozdział I

      Bracia spojrzeli na siebie ze zdziwieniem, a Kevin rzekł:
- Wszystko jest od dawna ustalone. To nasz koncert.
- Nasz koncert! - krzyknął jakiś brunet.
- Nie wińmy za to siebie, tylko organizatorów - wtrącił się Nick. - Widocznie chcieli upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
- Teraz nie będą mieć żadnej - powiedział przez zęby Joe, patrząc ze złością na R5.
- To co robimy?
- Żeby było jasne, nie zamierzamy odpuścić - mruknęła dziewczyna stojąca obok Rikera.
- My też nie.
Atmosfera była napięta, a do koncertu pozostawało coraz mniej czasu.
- Pójdźmy na kompromis.
Joe zerknął na młodszego brata z niedowierzaniem, po czym szepnął, jednak na tyle głośno, że wszyscy to usłyszeli:
- Fani nie będą zachwyceni. Nie wydali tych pieniędzy, żeby zobaczyć inny zespół.
- Joe, nie bądź egoistą.
Przez chwilę cała ósemka stała tak w milczeniu, gapiąc się na siebie i czekając, aż ktoś wymyśli coś mądrego.
- Zagrajmy ten koncert wspólnie - powiedział blondyn. - Tak w ogóle, jestem Ross. Powinniśmy się chyba poznać, skoro okoliczności sprawiły, że jesteśmy tu razem.
Kilka sekund później reszta zespołu również zaczęła się przedstawiać. Rydel, Rocky, Ellington, a następnie Nick, Joe i Kevin.
- Mamy kilka godzin, trzeba ustalić, kto kiedy wchodzi.
Joe stanął z tyłu, za braćmi, jakby w ogóle nie chciał się wtrącać, a Ross przeczesał włosy palcami i stwierdził:
- Wyjdźcie pierwsi. My dołączymy chwilę później. Moglibyśmy zagrać jeden kawałek wspólnie...
- Jak to sobie wyobrażasz? - spytał Rocky. - Chyba nie masz zamiaru w dwie godziny napisać piosenki.
Blondyn uśmiechnął się podejrzanie.
- Nie, ale możemy wykonać cover.
Joe zmarszczył brwi i powiedział:
- Nadal nie jestem przekonany, czy to dobry pomysł.
Nick spiorunował brata spojrzeniem. Nie rozumiał jego zachowania. Dlaczego był tak chłodny dla nich?
- Joe, to jest jedyne wyjście - stwierdził Kevin, spoglądając kątem oka na R5.
Brunet zmrużył oczy i niechętnie pokiwał głową.
- Zgoda - mruknął cicho.
- A więc umowa stoi.

~*~

       Publiczność zgromadziła się już na sali w oczekiwaniu na koncert. Atmosfera była gorąca, a wokół unosił się sztuczny dym. Nagle reflektory rozbłysły i oświetliły scenę na kolorowo. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na występ swoich idoli... jednak nie wiedzieli jeszcze, że nie będzie to wyglądać tak, jak się spodziewali. Po chwili na scenę wyszła trójka muzyków. Część fanów obserwowała wszystko ze zdziwieniem, a reszta cieszyła się, słysząc już pierwsze nuty piosenki; nie był to jednak utwór Jonas Brothers. Kilkanaście sekund później oczom zgromadzonych ukazało się pięć kolejnych osób. Obydwa zespoły były już na scenie w pełnym składzie, po sali rozniosły się dźwięki gitar, a następnie głosy Nicka, Kevina i Joe'go;

Lately I've been, I've been losing sleep
Dreaming about the things that we could be
But baby I've been, I've been prayin' hard
Said no more counting dollars
We'll be counting stars
Yeah, we'll be counting stars 

(...)

Po chwili dołączyli także R5;

Take that money 
Watch it burn
Sink in the river
The lessons I've learned
Take that money
Watch it burn
Sink in the river 
The lessons I've learned...*


Fanki zaczęły głośno piszczeć. Nie spodziewały się zapewne, że tego wieczoru będą na koncertach dwóch zespołów. Światła ich telefonów komórkowych i aparatów przypominały morze w nocy oświetlone przez księżyc, ich blask kontrastował z ciemnością pomieszczenia. Tego wieczoru wszystkie troski i problemy zniknęły, zmartwienia stały się nieważne. Liczyła się tylko ta chwila, tu i teraz, gdy stały blisko sceny, blisko swoich idoli, blisko jednych z najważniejszych osób w ich życiu, które jednak jeszcze niedawno były tak dalekie. Wszystko wydawało się pięknym snem, z którego niedługo się obudzą, a tymczasem to działo się naprawdę. Jakby chcąc to udowodnić, Joe wziął jednej z fanek telefon, po czym nagrał siebie i wszystko dookoła, a następnie oddał uradowanej dziewczynie, która zaczęła piszczeć 
jeszcze głośniej, niż dotychczas. Widząc to, Ross i Riker w pewnym momencie bez namysłu rzucili się ze sceny prosto w tłum. Wtedy piosenka dobiegła końca, a obydwa zespoły przedstawiły się publiczności życząc udanej zabawy.

~*~

- I jak samopoczucie po koncercie? - Riker objął swoją siostrę, głupkowato się uśmiechając. 
Rydel przewróciła oczami.
- Czuję się spełniona - mruknęła żartobliwie, strzepując jego rękę ze swojego ramienia.
- Ale tak naprawdę to daliśmy czadu - wtrącił się Kevin. 
Wszyscy wokoło pokiwali głową.
- Czyli niby teraz idziemy się upić za nasze "zwycięstwo"? - dziewczyna zrobiła cudzysłów w powietrzu.
- Trafiłaś w sedno, siostrzyczko.
Rocky pstryknął palcami, spoglądając przed siebie. 
Mimo mgły dało się zauważyć neonowy napis, przedstawiający nazwę baru, widniejący na przedniej ścianie budynku.
Delly westchnęła przeciągle. 
- Ross, cholera jasna, bądź ty jeden mądry i przemów tym półgłówkom do rozumu!
Blondyn uśmiechnął się krzepiąco.
- Spokojnie, jak coś to przecież masz nasze numery telefonów.
Cała siódemka mężczyzn wyprzedziła biedną Rydel i pobiegła w stronę baru. Dziewczyna machnęła lekceważąco ręką i ruszyła w przeciwna stronę. 
- Jak sobie coś zrobią, to już nie będzie moja wina.
Blondynka włożyła dłonie w kieszenie jeansów i wpatrując się w gwieździste niebo, przyspieszyła kroku. Już nie przejmowała się swoimi braćmi i co będą wyczyniać wraz z Jonas Brothers, ale teraz bała się o siebie. Przecież była noc, jeszcze ktoś mógłby ją napaść.
Nagle zerwał się porywisty wiatr. Blondynka zmrużyła oczy i założyła kaptur na głowę, który niestety nie uchronił jej przed zburzeniem fryzury. Rydel odgarnęła zwisający kosmyk włosów za ucho. Przeszedł ją dreszcz, gdy poczuła czyjeś ręce na swoich biodrach.
- Bu!
Dziewczyna krzyknęła głośno, błyskawicznie się odwracając, przy czym uderzyła, jak się okazało Ellingtona w nos.
- Boże, przepraszam!
Chłopak chwycił się za swój krwawiący nos i mruknął coś niezrozumiałego. Oszołomiona Rydel wyciągnęła z kieszeni chusteczki i podała swojemu przyjacielowi.
Ratliff otarł chusteczką spływającą krew i spojrzał na dziewczynę.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka ostra.
Blondynka głośno prychnęła.
- Z chęcią trzepnęłabym cię jeszcze raz - mruknęła. - Chodźmy do hotelu, zobaczymy czy to coś poważnego.
Ellington uśmiechnął się kwaśno i ruszył za swoją przyjaciółką. Szli przez kilka minut w milczeniu, zupełnie jakby bali się do siebie odezwać. Dziewczyna poprawiła kaptur i cicho westchnęła.
- Dlaczego z nimi nie poszedłeś?
- Miałbym cię puścić samą, abyś szlajała się po nocy? Żartujesz sobie ze mnie?
Delly zmarszczyła nos.
- Nie jestem już małą dziewczynką, Ell.
- Wiem, ale teraz ulice są niebezpieczne - zauważył.
Dziewczyna spojrzała na niego uważnie.
- Mówisz jak mój ojciec - parsknęła śmiechem, lecz po chwili uśmiech zszedł z jej twarzy. - A co jeśli złamałam ci ten nos? Nie wygląda dobrze.
Ratliff wzruszył ramionami.
- Wtedy kupisz mi paczkę żelków na przeprosiny. - Uśmiechnął się zawadiacko. - I muszą to być Haribo.
Rydel zmrużyła oczy.
- Zgoda.
Dziewczyna odwróciła głowę i patrzyła w jeden punkt przed sobą, gdzie powoli wyłaniał się ich hotel.
- Chodź, muszę ci to opatrzyć - powiedziała i pociągnęła oszołomionego Ellingtona za rękę.

~*~

- Stary Donald farmę miał! 
- Ija ija oł! - zaśpiewali wszyscy chórkiem, po czym wybuchnęli głośnym śmiechem, za którego na pewno mogli dostać z buta za obudzenie pół osiedla w środku nocy. Pijani, nie wiedzieli nawet gdzie szli. Prostując, przechadzali się po całym Londynie, doprowadzając swoimi krzykami obudzonych mieszkańców do szału. 
- A teraz idziemy na jednego!
- A teraz idziemy wódkę pić!
Wszyscy spojrzeli po sobie i chwytając się za brzuchy, głośno się zaśmiali.
- Ej! Mam super-hiper-diper pomysł! - Uśmiechnął się zawadiacko Rocky. - Chodźmy wystraszyć Rydel! 
Po chwili dało się słyszeć radosne okrzyki. W tym samym czasie wszyscy odwrócili się na pięcie, o mało co nie upadając i ruszyli, tak jak się im to wydawało, w stronę swojego hotelu.
Szli flegmatycznie, zupełnie jakby nie panowali nad swoimi nogami. Po części tak było.
- Jaki mamy plan? - spytał Kevin, uśmiechając się od ucha do ucha.
Riker machnął lekceważąco ręką.
- Coś się wymyśli!
I nagle odgłosy syren zadudniły im w uszach, powodując niesamowity ból głowy. Z zakrętu wyjechał radiowóz, a grupkę mężczyzn aż wryło w ziemię. Dopiero, gdy samochód zatrzymał się obok nich, ocknęli się.
- Chyba mamy kłopoty - jęknął Nick i upadł na kolana w tym samym momencie, kiedy z samochodu wysiadło dwóch policjantów.
- Dobry wieczór. Aspirant Snow, a mój kolega to posterunkowy Grow. Dostaliśmy zgłoszenie, że panowie zakłócają ciszę nocną. Proszę z nami.

*OneRepublic - Counting Stars
~~~~

Hej!
Tym razem piszę także w imieniu sunrise :D
Jak wam się podoba pierwszy rossdziau? 
Myślę, że nie jest najgorszy. 
Ale opinia należy do was. 
Prosimy o szczere komentarze. c;
~ remedi

poniedziałek, 6 lipca 2015

Prolog.

      Szatyn zeskoczył z ostatniego schodka, wychodząc z autokaru po ponad ośmiu godzinach jazdy. Wdychając świeże powietrze, spokojnie rozglądał się wokoło. Na parkingu nie było prawie żadnych aut, co wydawało mu się dziwne, gdyż znajdowali się prawie w samym centrum Londynu. Odetchnął głęboko, a chłodne powietrze szybko orzeźwiło go po długiej trasie.
Zawołał swoich braci, którzy po chwili stali już obok niego. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo, mając nadzieję, że nie napotkają po drodze tłumu rozentuzjazmowanych fanek, przygotowanych już na spotkanie Jonas Brothers. Po chwili z autokaru wyszedł też ich ochroniarz, mruknął coś w stylu "ładna dziś pogoda", po czym cała czwórka udała się do hotelu.
- Kevin? – spytał Nick, spoglądając niespokojnie na brata. – Mogę cię o coś spytać?
Szatyn zmrużył oczy, widząc zdenerwowanego chłopaka. Nick spuścił głowę, kopiąc mały kamyk, który potoczył się kilka metrów dalej.
- O co chodzi?
Brunet zacisnął usta w wąską linię i powoli uniósł wzrok na swojego brata. - W sumie to już nieistotne.
Nick schował dłonie w kieszenie, przyspieszył kroku i samotnie udał się w stronę hotelu, zostawiając zdziwionych braci w tyle.

~*~

      Wszedłszy do pokoju, zostawił walizki pod ścianą, a sam rzucił się na łóżko. Wpatrywał się nieprzytomnie w sufit, próbując poukładać swoje myśli. 
- Jestem idiotą.
Zamknął oczy, wsłuchując się w ciszę. Minęło może kilka minut lub nawet nie, gdy drzwi nagle otworzyły się, a do pokoju weszli Kevin i Joe.
- Ej, stary - powiedział jeden z nich. - Coś się stało? Nigdy się tak nie zachowujesz.
Nick usiadł, po czym wlepił wzrok w podłogę.
- Wszystko w porządku - odparł. - Wrzućcie na luz, do koncertu zostało niewiele czasu.
Bracia spojrzeli na siebie niepewnie, zdziwieni takim zachowaniem, lecz po chwili milczenia wyszli z pokoju zamykając za sobą drzwi, a każdy zajął się swoimi sprawami.
Nick podniósł się z łóżka i wyjął z kieszeni telefon, który w tejże chwili zaczął wibrować. Spojrzał na wyświetlacz i o mało co nie upuścił komórki z rąk.
Emily.
Przełknął ślinę. Rozglądnął się po pokoju, jakby bał się, że ktoś go obserwuje, dopiero po kilku sekundach spojrzał ponownie na wyświetlacz.
"Powiedziałeś im?" - przeczytał.
Podszedł do drzwi, uchylając je delikatnie. Spojrzał na swoich braci, siedzących na kanapie, zajadających chipsy paprykowe i oglądających jakiś film akcji. Oparł się o framugę drzwi i westchnął cicho.
"Nie, to jeszcze nie ten moment." - odpisał.
Odłożył telefon na drewnianą szafkę i pomaszerował ku swojemu rodzeństwu.

~*~

- Nie wiem jak wy, ale trochę się denerwuję - powiedział Joe, rozglądając się wokoło.
To właśnie tu miał odbyć się pierwszy koncert Jonas Brothers na trasie koncertowej. Hala, wraz z balkonami, mogąca pomieścić kilka tysięcy osób, naprawdę imponująca swoim rozmiarem i spektakularna scena, w samym środku tego wszystkiego.
- Myślę, że powinniśmy poćwiczyć, aby dać wieczorem czadu - uśmiechnął się Nick, chwytając gitarę w dłoń.
Pozostała dwójka spojrzała na siebie porozumiewawczo i po chwili imponująca melodia rozniosła się po hali.

You can't stop the world
You can't do it all alone
It's too heavy for,
you to carry on on your own

Bracia uśmiechnęli się do siebie promiennie, a kilka sekund później Nick kontynuował:

But tonight you are mine
The world will be fine
It's just us in this moment, so...*

Niespodziewanie ktoś zaczął bić brawo.
W jednym momencie głos Nicka ucichł, a zdezorientowani chłopcy obrócili się.
Nie byli sami.
Przyglądali się nieznajomym, a ci robili to samo. Trwałoby to zapewne dłużej, gdyby nie głośne chrząknięcie. Wysoki blondyn podszedł bliżej, uśmiechając się przyjacielsko. 
- Riker Lynch, najstarszy członek R5 - przedstawił się blondyn. - Myślę, że zaszła mała pomyłka.
- Jonas Brothers - mruknął Kevin, podejrzliwie lustrując chłopaka wzrokiem. - Jaka pomyłka?
Riker spojrzał na swój zespół przez ramię i wzruszył ramionami.
- To my dziś gramy tu koncert.

*Jonas Brothers - The World

~~~~


Hejooo! c;
a oto prolog :D
jak wam się podoba? 
mi bardzo, a w szczególności ten fragment na końcu XD
a sunrise jest pewnie bardzo zadowolona, ponieważ prawie cały prolog jest o Jonas Brothers. 
pozwoliłam jej na to. '.'
hahaha
no to ja się zmywam. 
~ remedi


*

Hej!
Cóż, właściwie remedi napisała już wszystko, w końcu zrobiła to pierwsza :p
Ale skoro tak bardzo nalega, dodam od siebie tylko, że czekamy na komentarze, najlepiej przychylne xd
~sunrise










niedziela, 5 lipca 2015

Cześć.

Witam. :))
A oto nowy blog, dość nietypowy.
Został stworzony z pomysłu dwóch fanek różnych zespołów.
W tej oto nowej historii, głównymi bohaterami będą członkowie zespołu R5, oraz Jonas Brothers.
Ołmajgasz, to naprawdę zakręcony pomysł. 
W końcu autorki bloga są bardzo szalone, więc nie ma co się dziwić. :')
Prolog już niedługo.
Pozdrawiam. cc;
~ remedi

*

Cześć,
tu sunrise ;) witamy was wraz z remedi na naszym nowym blogu!
Mam nadzieję, że nasz pomysł wam się spodoba, i że znajdziemy tu jakieś fanki, które tak jak my uwielbiają fanfiction.
xoxo,
~ sunrise